Rupert Sheldrake, ur. 1942 brytyjski biochemik, stał się znany w 1981
roku, kiedy wydał swoją pierwszą książkę, manifest swego programu, pt. A New
Science of Life, co należałoby przetłumaczyć jako: „Propozycja nowej nauki o
życiu”. Na czym jego program polegał? Dobrym punktem wyjścia będzie wyobrazić
sobie stan ludzkiej wiedzy zanim rozwinęła się nauka o elektromagnetycznych
zjawiskach i polach. Wiedziano, że bursztyn i inne twarde żywice, gdy je czymś
potrzeć, przyciągają paprochy. Znano podobne właściwości „kamienia
magnetycznego”, który przyciągał żelazne gwoździe i opiłki, ale nie było
powodu, żeby jedno zjawisko łączyć z drugim. Znano anegdoty o kotach, że gdy je
głaskać, sypią iskry. Być może niektórzy w to nie wierzyli. Znano burzę – ale
też jako zjawisko osobne i bez logicznych związków z poprzednimi. Jednak stopniowo,
od Gilberta (1600) przez von Guericke'go (1663), Coulomba (1785) aż do Maxwella
(1865 ), który ogłosił pełną teorię tych zjawisk, i Millikana, który zmierzył
ładunek elektronu (1910) stało się jasne, że pole elektromagnetyczne jest
przepotężnym czynnikiem, który przenika wszystko, stoi za większością zjawisk
przyrody i jest dosłownie tą siła, która trzyma świat w jego istniejącym
kształcie. Oraz że, gdyby uwolnić elektromagnetyczne siły „uśpione” w
przeciętnej bryle materii, efekt byłby podobny do wybuchu bomby atomowej.
Otóż pole elektromagnetyczne z jego znaczeniem w przyrodzie, stopniowym
odkrywaniem i początkową kompletną nieznajomością przez ludzi, bardzo
przypomina inne pole, którego orędownikiem jest właśnie Sheldrake: pole
morficzne lub (taka nazwa też jest używana) morfogenetyczne. W swoich książkach
(koniecznie trzeba wymienić jego drugie dzieło: The Presence of The Past, 1988,
„Teraźniejszość/obecność przeszłości”) podaje on masę przykładów, które brzmią
jak anegdoty, żadna istniejąca teoria nie wiąże ich w całość i wydają się być
anomaliami, „dziwnościami”, do pominięcia. Ot, takie dziwne wyjątki w doskonale
przecież wytłumaczonym (jak się wydaje) obrazie świata.
Oto przykłady: w Nowej Zelandii żyje kilkanaście gatunków roślin z
różnych rodzin, więc niespokrewnionych, które są łudząco podobne do siebie,
jakby swoje kształty wzajemnie „papugowały”. Kiedy w początku 20. wieku
testowano szczury na przechodzenie przez labirynty, kolejne ich pokolenia
okazywały się coraz bystrzejsze – ale również rosła odpowiednia sprawność
szczurów nieselekcjonowanych, jak również szczurów w laboratoriach na drugiej
półkuli! (Jakby im się udzielała jakaś „telepatia”.) W Wielkiej Brytanii, kiedy
po 1920 roku zaczęto sprzedawać mleko w butelkach z cienkimi kapslami,
tamtejsze sikory z różnych gatunków około 90 razy, jak policzyli ornitolodzy,
spontanicznie dokonywały odkrycia, że kapsle te można zdzierać i pożywiać się
mlekiem. To samo odkryły sikory w Holandii, przy czym tam w czasie II wojny
butelek z kapslami nie było, a kiedy je wznowiono po wojnie, nowe pokolenie
sikor – bo tamte, które znały tę sztukę wcześniej, już wymarły ze starości –
natychmiast zaczęło na nowo pożywiać się na butelkach. (Jakby „gdzieś”
przetrwała pamięć o tym sposobie, a przecież nie w genach.) Kolejny przykład
podawany przez Sheldrake'a, to społeczności owadów, które zachowują się jak
jednolity wysoce złożony organizm – i znowu pytanie: czy cała informacja o jego
budowie, układzie przestrzennym, funkcjonowaniu i radzeniu sobie w nietypowych
sytuacjach, „zapisana” jest w genach pojedynczego krótko żyjącego osobnika?
Inny przykład to stada ptaków i ryb, które jako całość reagują szybciej niż by
to się dało tłumaczyć wzajemnym obserwowaniem się przez poszczególne osobniki.
Łatwiej przyjąć, że jest „coś” co steruje nimi jako całością.
W chemicznych laboratoriach opowiada się (a Sheldrake cytuje), że
reakcje nowo syntezowanych substancji z początku idą opornie, np. substancje
nie chcą krystalizować – ale po iluś próbach czynią to coraz gładziej, aż
reakcja stają się rutyną. Czy to tylko wynik doskonalenia laboratoryjnych
procedur? Tłumaczono to żartem, iż zarodki kryształów roznoszą po świecie sami
chemicy na własnych brodach! Sheldrake przypuszcza co innego: że związki
chemiczne uczą się i pamiętają swoje krystaliczne struktury.
Pola morficzne
Jakim sposobem z zarodków rozwijają się formy typowe dla odpowiednich
gatunków? Dlaczego liście wierzby, róży i palmy wyglądają właśnie tak, a nie
inaczej? A dlaczego kwiaty przybierają tyle różnych kształtów? Pytania te
należą do dziedziny nauki zwanej morfogenezą — nazwa stanowi zbitkę greckich
wyrazów morpho (forma) i genesis (stawanie się). Biologia nie zna jeszcze na
nie odpowiedzi.
Zbytnim uproszczeniem byłoby sprowadzać wszystko do instrukcji
zaprogramowanej w genach. Przecież wszystkie komórki organizmu mają taki sam
genotyp, a jednak przyjmują różne kształty. Jedne geny są odpowiedzialne za
sekwencję aminokwasów w białkach, inne kontrolują proces ich syntezy, ale nie
ma to wpływu na formę. Przykładowo nasze ręce i nogi z punktu widzenia chemii
są identyczne, ale różnią się budową, choć ich zmielona tkanka poddana analizie
biochemicznej byłaby nie do rozróżnienia. Najwidoczniej kod decydujący o
kształcie nie ma nic wspólnego z genami ani białkami.
To tak, jak różne budynki na jednej ulicy mogą być zbudowane z
identycznych materiałów, ale każdy ma inny kształt. Po ich zburzeniu dałoby się
z nich wyekstrahować chemicznie czyste cegły, beton i drewno budulcowe, ale
tym, co je różniło, nie był budulec, lecz plan architektoniczny, którego nie
ujawni chemiczna analiza.
Biolodzy badający stadia rozwojowe roślin i zwierząt od dawna mieli z
tym problem.
Od lat dwudziestych XX w. zaczęła się upowszechniać teoria głosząca, że
na proces rozwoju organizmów mają wpływ pola morfogenetyczne — coś w rodzaju
niewidzialnych schematów konstrukcyjnych. Nie wykreślił ich jednak żaden
architekt, podobnie jak programu genetycznego nie opracował programista
komputerowy. Są one raczej strefami wpływów, odpowiednikiem pól magnetycznych i
innych pól istniejących w naturze.
Teoria pól morfogenetycznych zyskała powszechną aprobatę, ale nikt
właściwie nie udowodnił, czym są te pola i na jakiej zasadzie działają.
Większość biologów zakłada, że znalezienie fizycznej lub chemicznej
interpretacji ich natury jest tylko kwestią czasu.
Wiele przemawia za tym, że pola te nie podlegają standardowym,
mechanistycznym regułom, ale są czymś zupełnie innym.
Z tego założenia wyszedł Ruper Sheldrake rozpoczynając pracę nad polami
morfogenetycznymi. Wyniki tych prac opisał w dwóch książkach*. Sformułował w
nich trzy podstawowe zasady:
1. Pola morfogenetyczne są całkiem nowym rodzajem pól, dotychczas nie
znanym fizyce.
2. Ewoluują równocześnie z organizmami, które kształtują; mają własną
historię i wewnętrzną pamięć, powstającą w trakcie procesu, który nazwał
rezonansem morficznym.
3. Wchodzą w skład większej rodziny pól, nazywanych polami morficznymi.
Na tych podstawach oparł swoją hipotezę zjawiska, które nazwał
przyczynowością formacyjną.
Hipoteza przyczynowości formacyjnej
Każdy poziom posiada własne pole morficzne, które nadaje każdej całości
jej charakterystyczne cechy, dzięki czemu staje się ona czymś więcej niż sumą
poszczególnych części.
W świecie roślin i zwierząt pola odpowiedzialne za kształtowanie i
utrzymanie właściwej formy organizmu nazywane są polami morfogenetycznymi. Te,
które odpowiadają za rozwój percepcji, zachowań i aktywności umysłowej,
nazywamy odpowiednio polami percepcyjnymi, behawioralnymi i umysłowymi. Na
poziomie kryształów i komórek mamy do czynienia z polami krystalicznymi i
komórkowymi, a na poziomie tworzenia społeczności i kultur — ze społecznymi i
kulturowymi. Wszystkie te rodzaje pól na różnych szczeblach organizacyjnych
nazywamy polami morficznym.
Pola morficzne, podobnie jak inne pola znane fizyce, stanowią strefy wpływów
ulokowane w czasie i przestrzeni, zarówno wokół systemów, które organizują, jak
w nich samych.
Działają na zasadzie rachunku prawdopodobieństwa, ograniczając lub
kształtując wrodzony indeterminizm systemów znajdujących się pod ich wpływem. Obejmują
i łączą różne części tych systemów, na przykład pole krystaliczne nadzoruje
sposób ułożenia i łączenia się atomów i cząsteczek wewnątrz kryształu, a pole
jeżowca kształtuje komórki i tkanki rosnącego zarodka tego gatunku i nadzoruje
jego dalszy rozwój aż do osiągnięcia formy dorosłej. Pole socjalne organizuje i
koordynuje zachowania pojedynczych członków grupy, na przykład sposób lotu
poszczególnych ptaków w obrębie stada.
Pola morficzne doprowadzają kontrolowane przez siebie systemy do
końcowego stadium typowego dla gatunku lub struktury.
Brytyjski biolog C. H. Waddington przedstawił to w formie kul
bilardowych toczących się po wyznaczonych trasach i nazwał te trasy
„chreodami”. W myśl tej teorii kule symbolizowały określone części organizmu zarodka
— jak serce czy wątroba — doprowadzane do finalnego stadium dojrzałości organu.
Zakłócenia w normalnym rozwoju badacz porównał do sił wypychających kulę z dna
rowka na jego ściankę, ale dopóki nie zostanie całkowicie wypchnięta lub nie
przeskoczy do innego rowka, sama znajdzie drogę powrotu na właściwe miejsce. Z
tym że nie wróci wtedy do punktu wyjścia, ale do odpowiedniego odcinka trasy
wynikającego z następstwa czasowego.
Na tej zasadzie działa naturalna regulacja, dzięki której rozwijający
się organizm może osiągnąć normalną dojrzałość mimo pewnych zakłóceń w okresie
płodowym.
Matematyk Renę Thom skonstruował matematyczne modele pól
morfogenetycznych, w których końcowe etapy rozwoju każdego systemu przedstawił
jako „magnesy”. W przełożeniu na język dynamiki „magnesy” te oznaczają granice,
do których dążą systemy. Stanowią naukową interpretację takich pojęć jak cel,
meta czy zamiar.
Największą kontrowersję wzbudziła hipoteza ewolucyjnego rozwoju pól
morficznych. Zakłada ona, że nie są to struktury ustalone raz na zawsze w
postaci sztywnych matematycznych formuł, lecz zawierają w sobie coś w rodzaju
pamięci przeszłych zdarzeń. Przez powtarzanie tych samych wzorców stopniowo
czynią je elementami stałymi.
Załóżmy, że pierwsze takie pole — na przykład kryształów insuliny lub
nowej idei w rodzaju teorii Darwina — powstało wskutek „twórczego skoku”, może
przypadkowo albo dzięki wrodzonym zdolnościom twórczym zakodowanym w przyrodzie
i naszej umysłowości.
Odkąd powstało takie nowe pole, obojętnie, skąd się wzięło, wzmacnia
się za każdym kolejnym powtórzeniem, dzięki czemu zwiększa się szansa
powtórnego wystąpienia tego samego wzorca. Im częściej się to powtarza, tym
bardziej prawdopodobne jest dalsze powtarzanie tych samych wzorców, powielanych
w pamięci pola. W miarę upływu czasu pola ulegają ciągłemu rozwojowi i tworzą
określone nawyki, nawet tzw. prawa natury nie są niczym więcej niż nawykami.
Informacja lub wzorzec postępowania przekazywane są z systemów
przeszłych do obecnych w drodze rezonansu morficznego. Pojęcie to obejmuje
wpływ podobnych wzorców na podobne, przekazywany w czasie i przestrzeni,
wzorców zawsze branych z przeszłości, nigdy z przyszłości. Wpływ rezonansu
morficznego jest tym większy, im bardziej podobne są wzorce.
Rezonans morficzny stanowi podstawę wewnętrznej pamięci pól morficznych
na wszystkich poziomach złożoności. W świecie ludzi taka zbiorowa pamięć
odpowiada „kolektywnej podświadomości” zdefiniowanej przez C. G. Junga.
Tak sformułowana hipoteza zakłada, że rezonans morficzny powinien
wchodzić w zakres fizyki, chemii, biologii, psychologii i nauk społecznych.
Jednak systemy ustabilizowane od dawna, jak atomy wodoru, kryształki soli czy
cząsteczki hemoglobiny, pozostają w obrębie tak silnych pól morficznych, że nie
ulegają już większym zmianom, tak jakby rządziły się stałymi prawami. Natomiast
nowo utworzone systemy, takie jak niedawno zsyntetyzowane kryształy, nowe formy
organizacji, wzorce zachowania czy nowe idee, im częściej się powtarzają, tym
silniej stabilizują swoją egzystencję. Stają się coraz powszechniejsze, coraz
bardziej zwyczajne… Efekty działania rezonansu morficznego uwidaczniają się w
czasie i przestrzeni.
Pola morficzne cechują się następującymi właściwościami:
1. Tworzą samoorganizujące się całości.
2. Funkcjonują w czasie i przestrzeni, tworząc czasowo-przestrzenne
wzorce aktywności.
3. Przyciągają systemy znajdujące się pod ich wpływem, aktywizując je
według charakterystycznych wzorców. Cele, do których pola morficzne przyciągają
systemy, nazywamy „magnesami”.
4. Pola koordynują i łączą w system wzajemnych zależności mniejsze
jednostki znajdujące się w ich obrębie. Te zaś posiadają własne pola morficzne,
uszeregowane według hierarchii gniazdowej.
5. Struktury te działają na zasadzie prawdopodobieństwa.
6. Posiadają własną wewnętrzną pamięć, będącą wynikiem rezonansu
podobnych systemów z przeszłości. Pamięć kumuluje powtarzające się wzorce,
które z czasem przechodzą w nawyk.
Związki z fizyką kwantową
Doświadczalne sprawdzenie aspektów przestrzennych pól morficznych
wymaga pewnej eksterytorialności, której na razie nie uznaje oficjalna nauka.
Ma to jednak coś wspólnego z występującymi w teorii kwantów zależnościami
działającymi na odległość. Najnowsze badania uznały tego rodzaju współzależności
za podstawę współczesnej fizyki! Maja one wiele wspólnego z tym, co nazwane
jest polami morficznymi.
Nie umiejscowienie jest jednym z najbardziej charakterystycznych
aspektów teorii kwantów.
Dwie cząstki tego systemu, które w przeszłości były złączone, mogą się
w każdej chwili znów połączyć, choćby znajdowały się daleko od siebie.
Przykładowo, dwa fotony wyemitowane przez ten sam atom, poruszające się z
prędkością światła w przeciwnych kierunkach, pozostają w stałym związku.
Mierząc polaryzację jednego, natychmiast otrzymujemy przeciwnie skierowaną
polaryzację drugiego. Zjawisko to znane jest także jako „uwikłanie (splątanie)
kwantowe”.
A zatem dwie cząstki tego samego systemu, choć oddzielone przestrzenią,
łączy ze sobą pole kwantowe. Nie działa ono w zwykłej przestrzeni, lecz jest
matematycznie reprezentowane w przestrzeni wielowymiarowej.
Członkowie grup społecznych, jak atomy i cząsteczki, należą do jednego
systemu. Dzielą się pożywieniem, oddychają tym samym powietrzem, współdziałają
ze sobą fizycznie i psychicznie, więc nawet kiedy się rozdzielą, pozostają w
nie umiejscowionym związku działającym zgodnie z zasadami teorii kwantów.
Wynika stąd, że i pola morficzne można rozpatrywać w kategoriach teorii
kwantowej. Wymaga to przystosowania tej teorii do potrzeb wiedzy biologicznej i
społecznej.
Pola morficzne stanowią zupełnie nowe zjawisko, jeszcze jest
niesklasyfikowane przez naukę. Na pewno jednak mają one więcej wspólnego z
teorią kwantową niż z polami grawitacyjnymi lub elektromagnetycznymi.
Rezonans, anteny i pola
Sheldrake postuluje, że prócz znanych atomów, cząstek, molekuł i pól,
istnieją i działają pola kształtu, pola morficzne. Czynnikiem, który formuje
białkowe łańcuchy, który jakby podpowiada im właściwy kształt, in-formuje je co
kształtu, jest to pole. Oczywiście geny kodujące kolejność aminokwasów w białku
też są ważne, bez nich nie byłoby odpowiedniej sekwencji. Ale to, co ma robić
dalej ta sekwencja aminokwasów, „zapisane” jest już w polu morficznym. Po co
więc było budować tę sekwencję i sklejać aminokwasy w łańcuch? - Bo w ten
sposób zbudowana została antena do pobierania informacji z pola. Do tego pola
podłączone są wszystkie istniejące obecnie i w przeszłości łańcuchy białka
danego rodzaju, a być może również wszystkie, które zaistnieją w przyszłości!
Pole morficzne jest tym, co uobecnia przeszłość-historię obiektów i zjawisk.
Czyni ich przeszłość aktualną, teraźniejszą – stąd paradoksalny tytuł jego
książki.
Podobieństwo do anten odbierających „zwykłe” pola elektromagnetyczne,
anten radiowych czy radarowych, jest uderzające. Pola (tego
elektromagnetycznego) nie widzimy, nie czujemy, jest „gdzieś”. Odbierają je
służące do tego celu i zaprojektowane (także przez naturę) anteny. Jeśli ja je
odbieram – a odbieram je siatkówką oka lub skórą, gdy to jest podczerwień –
znaczy to, że sam w swoim ciele mam takie anteny. Antena może być zarówno
odbiorcza jak i nadawcza. Anteny pozostają ze sobą w rezonansie – fizycy, kiedy
to obserwują, stwierdzają, że ów rezonans jest przejawem istniejącego w
przestrzeni pola. „Naocznie” możemy żadnego pola nie zauważać, ale zauważamy
wzajemne pobudzanie się rezonujących anten.
Świat według Sheldrake'a działa bardzo podobnie. Cząsteczki białka,
prócz swoich znanych funkcji, chemicznych i innych, również i przede wszystkim
pozostają we wzajemnym rezonansie ze sobą, a ten rezonans sprawia, że są tym
czym są. Wchodzą we właściwy dla siebie kształt. Wzajemnie in-formują się –
nadają sobie formę. Można dokonać abstrakcji i mówić nie tyle o wzajemnym
rezonansie cząstek-anten, ale o ich rezonansie z większą całością – czyli
właśnie z polem, Które, podobnie jak lepiej znane pole elektromagnetyczne, nie
musi być „widzialne” inaczej jak właśnie przez ten rezonans.
Rupert Sheldrake sugeruje, że właśnie pola morficzne są tym czynnikiem,
który nadaje kształt białkom, RNA i DNA. (DNA musi szybko zwijać się i łączyć z
białkiem w chromosomy, oraz wybiórczo się rozwijać, żeby przekodować swoją
informację białkom.) Inny rodzaj pól morficznych nadaje kształt liściom,
skrzydłom, oczom i innym organom zwierząt i roślin. Jeszcze inny rządzi ruchami
owadów w termitierach i rojach. Kształt o którym tu mowa, obejmuje także
sekwencje zachowań w czasie – jak wybory labiryntu przez szczury lub polowania
sikor na butelki z mlekiem.
Jeśli uznamy istnienie pól morficznych, dostaniemy inny (niż przyjęty)
pogląd na to, jak działa pamięć i jej narząd – mózg. Zapewne - tak każe
Sheldrake podejrzewać - pamięć nie jest „zapisana” w jakichś mózgowych
„twardych dyskach”; być może neurolodzy niczego takiego nie znajdą, jak nie
znaleźli dotąd! Mózg w tym ujęciu nie byłby magazynem informacji, tylko,
przeciwnie, anteną, która wyłapuje informacje z przestrzeni. Oczywiście, medium
dla tej mózgo-anteny nie są (jak dla mobilnego telefonu) pola
elektromagnetyczne, tylko te morficzne.
Mózg jako antena, myśli jako treść wypełniających przestrzeń pól
morficznych – to przecież otwiera trudną do ogarnięcia, nową i niezwykła
perspektywę! Nagle intuicje, natchnienia, telepatie lub reinkarnacje przestają
być kłopotliwymi anegdotami, o których porządny racjonalista powinien szybko
zapomnieć – przeciwnie, dziwnym się staje, że odnotowywane są tak rzadko.
Ten nowy poszerzony wymiar człowieka i innych istot, to że mamy ciało i
„mamy” pola morficzne – a raczej „jesteśmy w” nich, przywraca dawne poglądy o
istnieniu nie tylko ciał, ale i dusz i duchów. Ratuje nas przed wyrokiem
naukowego redukcjonizmu, który każe nas samych widzieć ledwo jako układy
cząstek, działające według mechanicznych algorytmów (jak komputery), tyle że
algorytmy „wysoce złożone”, jak głosi mantra redukcjonistów. Tak jakby z
komplikowania mechanicznych powtórek miała w którymś momencie „zrodzić się”
świadomość.
Memetyka
Idee Sheldrake'a, mimo ogromnej erudycji ich autora, istnego
polihistora, i mimo szczegółowej dokumentacji w znanych faktach z chemii,
biochemii, fizjologii, etologii i psychologii, zostały szybko wyrotowane poza
corpus uznanej nauki. I to mimo to, że autor ostrożnie nazywał swoje idee
zaledwie hipotezą (przypuszczeniem i sugestią), a nie teorią. Najwyraźniej
nauka – science – nie potrafi wyjść poza rządzący nią mechanistyczny
redukcjonizm.
Tymczasem w latach po dwóch głównych książkach Sheldrake'a powstały lub
upowszechniły się trzy idee, które jakoś „rozmawiają” - korespondują z jego
morfizmem.
Pierwsza, to koncepcja memu i memetyki. Mem to cokolwiek, co ludzie
naśladują jeden od drugiego i co szerzy się tą drogą: od słów języka, którego
się uczą (naśladując i powtarzając), przez obyczaje życia codziennego aż do
całego gmachu ludzkich kultur i cywilizacji. Tak jak natura to to, co trwa
dzięki powielaniu genów, to kultura jest tym, co trwa i rozwija się dzięki
powielaniu memów. W skrócie, mem to jednostka czegokolwiek, co jest nabywane
przez naśladowanie i powtarzanie. Pojęcie memu wynalazł Richard Dawkins, a
najpełniej opisała Susan Blackmore.
Geny i memy są przykładami szerszej grupy bytów czy zjawisk, które
Dawkins nazwał replikatorami, a Blackmore wolałaby poprawniej nazwać
„replikatywami” - ang. replicatee, ponieważ nie są to rzeczy, które coś
replikują-powielają, ale same w jakimś procesie są replikowane, czyli na ich wzór
„robione” są podobne.
Gdy znając pomysły memetyków przyjrzymy się koncepcji Sheldrake'a,
zauważymy, że dla Sheldrake'a cała przyroda jest jednym wielkim replikatywem!
Replikowanie się zjawisk, gdy uwierzymy w jego morficzne pola, jest
właściwością powszechną i ogólnie „wdrukowaną” w materialny świat, a nie rzadką
i mało prawdopodobną, właściwie wyjątkową, jak wg Dawkinsa i Blackmore.
Umysł zerkający w przyszłość
Jednak właśnie w fizyce i to w jej najtwardszym
teoretyczno-elementarnym jądrze pojawiła się koncepcja w pewnym sensie
bliźniacza do Sheldrake'owej i biorąca się z podobnych wątpliwości. Jej autorem
jest Roger Penrose. Podczas, gdy Sheldrake szukał brakującego czynnika, który
pozwalałby istotom „być tym czym są”, to Penrose szukał czegoś, co pozwoliłoby
istnieć ludzkiej (i nie tylko ludzkiej) inteligencji. Zauważył bowiem, że
ludzki umysł NIE jest algorytmem. I, że jest na to niezbity dowód: ludzie
potrafią rozwiązywać problemy, których nie-algorytmiczność jest dowiedziona
matematycznie. Mówiąc krótko, na gruncie znanej fizyki umysł nie ma prawa
działać – a jednak działa. Jedna z propozycji, jakie wysnuł Penrose dla
rozwiązania tej sprzeczności, była taka, że inteligencja polega na byciu
jednocześnie w teraźniejszości i w przyszłości. Umysł to coś takiego, co ma
kwantową właściwość sprzęgania się ze swoimi przyszłymi stanami. Jest anteną
sondującą własną przyszłość! I właśnie dlatego, że z góry zna przyszłe
rozwiązania zagadek, potrafi je rozwiązywać. Czemu żaden automat-algorytm,
choćby nie wiem jak złożony, nie poradzi.
Kwantowa antena umysłu Penrose'a miała sięgać w przyszłość. Morficzna
antena Sheldrake'a miała sięgać w przeszłość. Narzuca się pomysł, że obie te
koncepcje są dwiema stronami tego samego.
Swoje książki Penrose pisał w latach 1990-tych. Swojego projektu
zbudowania nowej fizyki umysłu nie doprowadził do końca. Być może poszedł
jakimś fałszywym tropem, podobnie jak wcześniej Einstein, gdy szukał Ogólnej Teorii
Pola.
Rezonans morficzny w procesie uczenia się człowieka
Za pomocą zjawiska rezonansu morficznego można łatwiej zrozumieć złożoność mechanizmu uczenia się, zwłaszcza języków. Dzięki zjawisku pamięci zbiorowej, z której jednostki równocześnie korzystają i do której się dokładają, prostsza staje się nauka tego, czego nauczyli się już nasi poprzednicy.
Wniosek ten pokrywa się z obserwacjami językoznawców, takich jak Noam Chomsky, który zauważył, że małe dzieci uczące się języków obcych czynią błyskawiczne postępy, czego nie da się przypisać prostemu naśladownictwu. Sprawia to wrażenie, jakby konstrukcje językowe wysysały z mlekiem matki. Steven Pinker w swojej książce The Language Instinct (Instynkt językowy) opisuje wiele podobnych przykładów.
Szczególnie rzuca się w oczy to zjawisko przy tworzeniu nowych języków czy gwar lokalnych, co nieraz następuje bardzo szybko. Kiedy ludzie różnych narodowości, nie znający żadnego wspólnego języka, muszą się porozumieć — samorzutnie tworzą improwizowany żargon złożony z pojedynczych słów i niegramatycznych zbitek słownych z różnych języków. Takie gwary często powstawały w koloniach i wśród niewolników, ale wielokrotnie błyskawicznie przeradzały się w pełnoprawne języki. Wystarczyło, aby z żargonem miały styczność dzieci w okresie, kiedy zwykle przyswaja się język matki. Najwidoczniej nie wystarczało im już powtarzanie ciągów nie uporządkowanych słów, dlatego same usystematyzowały je w prawidła gramatyczne, jakich nikt nigdy przedtem nie używał.
Jeszcze bardziej wymowna była ewolucja języków migowych. Na przykład w Nikaragui do niedawna wcale ich nie używano, gdyż panował tam zwyczaj izolacji osób głuchych. Pierwsze szkoły dla niesłyszących utworzyli dopiero sandiniści, kiedy w 1979 r. doszli do władzy. Jednak, według Pinkera, w szkołach tych uczono dzieci przede wszystkim czytania z warg i zwykłej mowy, co nie dawało zadowalających wyników. Najważniejsze jednak, że na boiskach i w autobusach szkolnych te dzieci stykały się ze sobą i porozumiewały znakami, jakie wyniosły z domów, gdzie używały ich w kontaktach z rodzinami.
Ze znaków tych utworzyły własny system, który po niedługim czasie zyskał status oficjalnego języka migowego i obecnie znany jest pod nazwą LSN, czyli Lenguaje de Signos Nicaraguense (Nikaraguański Język Gestów).
Jeszcze dziś używają go ci niesłyszący, którzy rozpoczęli naukę w wieku dziesięciu lat i później. Natomiast głuche dzieci objęte nauczaniem od czwartego roku życia rozwinęły już udoskonaloną wersję tego języka, z bogatszym słownictwem i bardziej usystematyzowaną gramatyką. Ten nowy wariant, który dla odróżnienia otrzymał już zmienioną nazwę Idioma de Signos Nicaraguenses (ISN), powstał, według Pinkera, „dosłownie na naszych oczach”.
Zarówno Chomsky, jak Pinker zakładają, że zdolności językowe są przekazywane dziedzicznie pod postacią informacji zapisanej w genach i dotyczącej wszystkich języków. To wyjaśnia, dlaczego małe dzieci pochodzące z dowolnej grupy etnicznej potrafią nauczyć się każdego języka. Na przykład wietnamskie niemowlę adoptowane przez rodzinę Finów łatwo nauczy się fińskiego.
Rezonans morficzny dostarcza jeszcze prostszej interpretacji tego zjawiska. Zgodnie z nią małe dziecko dostosowuje swoją mowę zarówno do otaczających je osób, jak do milionów użytkowników tego języka w przeszłości, a rezonans morficzny ułatwia mu nauczenie się go, tak samo jak nauczenie się czegokolwiek. Tak samo głuchy uczy się języka migowego, wykorzystując odziedziczoną pamięć innych głuchych z przeszłości. Nie istnieją natomiast geny determinujące zdolność do uczenia się określonych języków, zarówno mówionych jak migowych.
Oczywiście interpretacja nauki języków w kategoriach przyczynowości formacyjnej jest dyskusyjna, tak samo jak teoria genetycznego uwarunkowania uniwersalnej informacji dotyczącej wszystkich języków. W końcu, według słów Pinkera, „nikt jeszcze nie zlokalizował genu gramatyki.
Doświadczenia z polami morficznymi
Najprostszym sposobem na bezpośrednie udowodnienie istnienia pól
morficznych jest praca ze zbiorowiskami organizmów. Pojedyncze osobniki mogą
zostać rozdzielone tak, aby nie miały ze sobą kontaktu za pośrednictwem znanych
nam zmysłów. Jeśli mimo to nastąpi przepływ informacji między nimi, stanowi to
dowód na istnienie związków o charakterze pól morficznych.
Nie wiadomo w stu procentach na przykład, na jakich zasadach
zorganizowana jest społeczność termitów, aby te pozbawione wzroku owady mogły
budować kunsztowne, celowo wyposażone gniazda. Nikt też dotąd nie zgłębił, jak
całe stada ptaków lub ławice ryb mogą równocześnie zmieniać kierunek, przy czym
pojedyncze osobniki nie obijają się o siebie. Charakter stosunków międzyludzkich
też nie został do końca poznany.
Szczególnie obiecującym polem do badań wydają się powiązania między
ludźmi a udomowionymi przez nich zwierzętami.
Zgodnie z hipotezą przyczynowości formacyjnej pola morficzne działają
także poza obrębem mózgu. Rozciągają się w środowisku, łącząc nas z obiektami
naszego postrzegania i pozwalając wpływać na nie przez nasze intencje. Również
ten aspekt pól morficznych nadaje się do sprawdzenia doświadczalnego. Dzięki
nim możemy wpływać na zachowanie innych ludzi i zwierząt, tylko patrząc na
nich, czego nie jest w stanie wyjaśnić tradycyjna fizyka.
Jak inaczej moglibyśmy wyjaśnić, że ludzie, na których spoglądamy od
tyłu, wiedzą, że są obiektem naszych spojrzeń, choć nie mają innej możliwości,
aby się o tym przekonać?
To ostatnie zjawisko ma bardzo powszechny charakter i zostało w pełni
potwierdzone doświadczalnie. Nie udało się natomiast przypisać go przypadkowi,
znanym nauce zmysłom czy działaniu któregoś z pól identyfikowanych przez
fizyków.
Niewyjaśnione dotąd zdolności zwierząt w dziedzinie orientacji
terenowej, migracji i powrotów do domu z dowolnych miejsc na kuli ziemskiej są
również efektem działania niewidzialnych pól łączących te zwierzęta z miejscem
przeznaczenia niczym elastyczne taśmy. Dom czy też inne atrakcyjne dla nich
miejsce stanowi tu czynnik przyciągający zwierzęta jak magnes.
Rezonans morficzny w biologii
Idea rezonansu morficznego oznacza w praktyce, że wszystkie istoty żywe
zawdzięczają swoją budowę i zachowanie odziedziczonej pamięci. Dzięki
utrwalonym od dawna wzorcom morfogeneza i zachowania o charakterze
instynktownym weszły już w nawyk i ulegają tylko nieznacznym zmianom.
Powstawanie nowych nawyków można zaobserwować tylko w wypadku nowych wzorców
rozwoju i zachowań.
Już pięćdziesiąt lat temu wiedziano, że drut kolczasty nie nadaje się
do grodzenia pastwisk dla koni, bo kiedy wystraszone lub rozbrykane zwierzęta
wpadały na niego — zadawały sobie poważne rany. Na początku stulecia w Teksasie
rzadko można było napotkać konia nie poznaczonego bliznami, ale w ciągu pól
wieku nawet źrebięta nauczyły się unikać tego niebezpieczeństwa. Zyskały
natomiast nowego straszaka — samochody. Pojawienie się pierwszych pojazdów
mechanicznych dezorganizowało ruch zaprzęgowy i było często przyczyną kolizji,
dla koni kończących się tragicznie. Z czasem jednak zwierzęta domowe przestały
się bać zarówno pociągów, jak samochodów.
Zmiana utrwalonych nawyków nie wynikała tylko z naśladowania matek
przez ssące źrebięta. Młode osobniki nawet, jeśli chowano je w izolacji zarówno
od drutów kolczastych i samochodów jak od starszych i doświadczonych
pobratymców, i tak reagowały inaczej niż ich przodkowie sprzed stu lat.
Podobnie przedstawiała się sprawa z płotkami zabezpieczającymi przed
wejściem bydła w szkodę. Hodowcy z zachodnich stanów odkryli, że mogą
zaoszczędzić dużo pieniędzy, budując zamiast prawdziwych płotków ich atrapy, -
czyli malując pasy w poprzek drogi. Fałszywe płotki działały jak prawdziwe, bo
bydło stawało jak wryte na sam ich widok i nawet nie próbowało ich przekraczać.
Czyżby młodsze cielęta nauczyły się od starszych, że lepiej nie
próbować konfrontacji z urządzeniem, które może zadać dotkliwy ból? Chyba nie,
bo nawet stada, które nigdy przedtem nie miały do czynienia z prawdziwymi
płotkami, unikały namalowanych jak ognia.
Ted Friend z Uniwersytetu Stanu Teksas sprawdził to doświadczalnie na
kilkuset sztukach bydła i stwierdził, że malowanych atrap unikał taki sam
procent zwierząt, które nigdy czegoś takiego nie widziały, jak i tych, które
kiedyś miały sposobność natknąć się na prawdziwe, stalowe ogrodzenia. Podobnie
reagowały owce i konie. Taka reakcja wskazuje na istnienie rezonansu
morficznego, który przeszedł od poprzednich pokoleń, na własnej skórze uczących
się unikania płotków.
Podobnych przykładów jest więcej. Również laboratoryjne doświadczenia
na szczurach dowodzą, że takie zjawisko jest faktem. Najbardziej znanym
przykładem jest wyhodowanie kilku pokoleń szczurów, które opanowały sztukę
wydostawania się z wodnego labiryntu. W miarę upływu czasu szczury w
laboratoriach na całym świecie robiły to coraz szybciej.
Podsumowanie
Instynkty uzależnione są od typowych dla gatunku pól behawioralnych,
kształtujących aktywność układu nerwowego. Przekazywane są za pośrednictwem
genów, lecz także poprzez rezonans morficzny, dzięki któremu nowe wzorce
zachowania mogą się błyskawicznie przenosić w obrębie gatunku. Z biegiem czasu
opanowywanie nowych umiejętności przychodzi coraz łatwiej i stają się one coraz
powszechniejsze.
Także w psychologii człowieka czynności umysłu można interpretować jako
interakcje pól morficznych z fizykochemicznymi wzorcami aktywności mózgu,
chociaż pola te występują i poza jego obrębem. Rozciągają się na całe otoczenie
organizmu, rządzą jego postrzeganiem i zachowaniem, a także ukazują w całkiem
zwyczajnym świetle zjawiska paranormalne, jak telepatia i wyczuwanie na sobie
czyjegoś wzroku.
Osobnicza pamięć może być postrzegana jako rezonans własnej przeszłości
danej osoby, której nie musimy już lokalizować wyłącznie w mózgu. Mniej
specyficzny rezonans przeszłości tych wszystkich, którzy byli przed nami,
włącza naszą pamięć do zbiorowej pamięci naszego społeczeństwa, kręgu
kulturowego, a co za tym idzie — całej ludzkości.
Świadomość istnienia pól morficznych w obrębie grup społecznych może
dopomóc w rozwiązaniu wielu zagadek dotyczących organizacji społeczności
ludzkich i zwierzęcych. Nauki społeczne zyskają dzięki temu nowe podstawy
teoretyczne, gdyż nasze dziedzictwo kulturowe interpretowane w kategoriach pól
morficznych będzie zupełnie inaczej rozumiane. Rezonans morficzny rzuci nowe
światło na szereg praktyk religijnych, zwłaszcza tych noszących znamiona rytuału.
Nawet twierdzenia naukowe można rozpatrywać jako pola morficzne stabilizowane
przez rezonans morficzny, co sprzyja ich upowszechnieniu, tym większemu, im
częściej będą powtarzane.
Źródła: taraka.pl, ustawieniarodzin.pl.
Trochę szkoda że na ten moment nie ma żadnych wpisów w tym blogu.Tak naprawdę to w ogóle to mi się nie podoba.
OdpowiedzUsuńmam nadzieję że ktoś zainteresuje się tematem, bo to rodzi potężne możliwości
OdpowiedzUsuń