Doświadczalne sprawdzenie aspektów przestrzennych pól morficznych
wymaga pewnej eksterytorialności, której na razie nie uznaje oficjalna nauka.
Ma to jednak coś wspólnego z występującymi w teorii kwantów zależnościami
działającymi na odległość. Najnowsze badania uznały tego rodzaju współzależności
za podstawę współczesnej fizyki! Maja one wiele wspólnego z tym, co nazwane
jest polami morficznymi.
Nie umiejscowienie jest jednym z najbardziej charakterystycznych
aspektów teorii kwantów.
Dwie cząstki tego systemu, które w przeszłości były złączone, mogą się
w każdej chwili znów połączyć, choćby znajdowały się daleko od siebie.
Przykładowo, dwa fotony wyemitowane przez ten sam atom, poruszające się z
prędkością światła w przeciwnych kierunkach, pozostają w stałym związku.
Mierząc polaryzację jednego, natychmiast otrzymujemy przeciwnie skierowaną
polaryzację drugiego. Zjawisko to znane jest także jako „uwikłanie (splątanie)
kwantowe”.
A zatem dwie cząstki tego samego systemu, choć oddzielone przestrzenią,
łączy ze sobą pole kwantowe. Nie działa ono w zwykłej przestrzeni, lecz jest
matematycznie reprezentowane w przestrzeni wielowymiarowej.
Członkowie grup społecznych, jak atomy i cząsteczki, należą do jednego
systemu. Dzielą się pożywieniem, oddychają tym samym powietrzem, współdziałają
ze sobą fizycznie i psychicznie, więc nawet kiedy się rozdzielą, pozostają w
nie umiejscowionym związku działającym zgodnie z zasadami teorii kwantów.
Wynika stąd, że i pola morficzne można rozpatrywać w kategoriach teorii
kwantowej. Wymaga to przystosowania tej teorii do potrzeb wiedzy biologicznej i
społecznej.
Pola morficzne stanowią zupełnie nowe zjawisko, jeszcze jest
niesklasyfikowane przez naukę. Na pewno jednak mają one więcej wspólnego z
teorią kwantową niż z polami grawitacyjnymi lub elektromagnetycznymi.
Rezonans, anteny i pola
Sheldrake postuluje, że prócz znanych atomów, cząstek, molekuł i pól,
istnieją i działają pola kształtu, pola morficzne. Czynnikiem, który formuje
białkowe łańcuchy, który jakby podpowiada im właściwy kształt, in-formuje je co
kształtu, jest to pole. Oczywiście geny kodujące kolejność aminokwasów w białku
też są ważne, bez nich nie byłoby odpowiedniej sekwencji. Ale to, co ma robić
dalej ta sekwencja aminokwasów, „zapisane” jest już w polu morficznym. Po co
więc było budować tę sekwencję i sklejać aminokwasy w łańcuch? - Bo w ten
sposób zbudowana została antena do pobierania informacji z pola. Do tego pola
podłączone są wszystkie istniejące obecnie i w przeszłości łańcuchy białka
danego rodzaju, a być może również wszystkie, które zaistnieją w przyszłości!
Pole morficzne jest tym, co uobecnia przeszłość-historię obiektów i zjawisk.
Czyni ich przeszłość aktualną, teraźniejszą – stąd paradoksalny tytuł jego
książki.
Podobieństwo do anten odbierających „zwykłe” pola elektromagnetyczne,
anten radiowych czy radarowych, jest uderzające. Pola (tego
elektromagnetycznego) nie widzimy, nie czujemy, jest „gdzieś”. Odbierają je
służące do tego celu i zaprojektowane (także przez naturę) anteny. Jeśli ja je
odbieram – a odbieram je siatkówką oka lub skórą, gdy to jest podczerwień –
znaczy to, że sam w swoim ciele mam takie anteny. Antena może być zarówno
odbiorcza jak i nadawcza. Anteny pozostają ze sobą w rezonansie – fizycy, kiedy
to obserwują, stwierdzają, że ów rezonans jest przejawem istniejącego w
przestrzeni pola. „Naocznie” możemy żadnego pola nie zauważać, ale zauważamy
wzajemne pobudzanie się rezonujących anten.
Świat według Sheldrake'a działa bardzo podobnie. Cząsteczki białka,
prócz swoich znanych funkcji, chemicznych i innych, również i przede wszystkim
pozostają we wzajemnym rezonansie ze sobą, a ten rezonans sprawia, że są tym
czym są. Wchodzą we właściwy dla siebie kształt. Wzajemnie in-formują się –
nadają sobie formę. Można dokonać abstrakcji i mówić nie tyle o wzajemnym
rezonansie cząstek-anten, ale o ich rezonansie z większą całością – czyli
właśnie z polem, Które, podobnie jak lepiej znane pole elektromagnetyczne, nie
musi być „widzialne” inaczej jak właśnie przez ten rezonans.
Rupert Sheldrake sugeruje, że właśnie pola morficzne są tym czynnikiem,
który nadaje kształt białkom, RNA i DNA. (DNA musi szybko zwijać się i łączyć z
białkiem w chromosomy, oraz wybiórczo się rozwijać, żeby przekodować swoją
informację białkom.) Inny rodzaj pól morficznych nadaje kształt liściom,
skrzydłom, oczom i innym organom zwierząt i roślin. Jeszcze inny rządzi ruchami
owadów w termitierach i rojach. Kształt o którym tu mowa, obejmuje także
sekwencje zachowań w czasie – jak wybory labiryntu przez szczury lub polowania
sikor na butelki z mlekiem.
Jeśli uznamy istnienie pól morficznych, dostaniemy inny (niż przyjęty)
pogląd na to, jak działa pamięć i jej narząd – mózg. Zapewne - tak każe
Sheldrake podejrzewać - pamięć nie jest „zapisana” w jakichś mózgowych
„twardych dyskach”; być może neurolodzy niczego takiego nie znajdą, jak nie
znaleźli dotąd! Mózg w tym ujęciu nie byłby magazynem informacji, tylko,
przeciwnie, anteną, która wyłapuje informacje z przestrzeni. Oczywiście, medium
dla tej mózgo-anteny nie są (jak dla mobilnego telefonu) pola
elektromagnetyczne, tylko te morficzne.
Mózg jako antena, myśli jako treść wypełniających przestrzeń pól
morficznych – to przecież otwiera trudną do ogarnięcia, nową i niezwykła
perspektywę! Nagle intuicje, natchnienia, telepatie lub reinkarnacje przestają
być kłopotliwymi anegdotami, o których porządny racjonalista powinien szybko
zapomnieć – przeciwnie, dziwnym się staje, że odnotowywane są tak rzadko.
Ten nowy poszerzony wymiar człowieka i innych istot, to że mamy ciało i
„mamy” pola morficzne – a raczej „jesteśmy w” nich, przywraca dawne poglądy o
istnieniu nie tylko ciał, ale i dusz i duchów. Ratuje nas przed wyrokiem
naukowego redukcjonizmu, który każe nas samych widzieć ledwo jako układy
cząstek, działające według mechanicznych algorytmów (jak komputery), tyle że
algorytmy „wysoce złożone”, jak głosi mantra redukcjonistów. Tak jakby z
komplikowania mechanicznych powtórek miała w którymś momencie „zrodzić się”
świadomość.
Memetyka
Idee Sheldrake'a, mimo ogromnej erudycji ich autora, istnego
polihistora, i mimo szczegółowej dokumentacji w znanych faktach z chemii,
biochemii, fizjologii, etologii i psychologii, zostały szybko wyrotowane poza
corpus uznanej nauki. I to mimo to, że autor ostrożnie nazywał swoje idee
zaledwie hipotezą (przypuszczeniem i sugestią), a nie teorią. Najwyraźniej
nauka – science – nie potrafi wyjść poza rządzący nią mechanistyczny
redukcjonizm.
Tymczasem w latach po dwóch głównych książkach Sheldrake'a powstały lub
upowszechniły się trzy idee, które jakoś „rozmawiają” - korespondują z jego
morfizmem.
Pierwsza, to koncepcja memu i memetyki. Mem to cokolwiek, co ludzie
naśladują jeden od drugiego i co szerzy się tą drogą: od słów języka, którego
się uczą (naśladując i powtarzając), przez obyczaje życia codziennego aż do
całego gmachu ludzkich kultur i cywilizacji. Tak jak natura to to, co trwa
dzięki powielaniu genów, to kultura jest tym, co trwa i rozwija się dzięki
powielaniu memów. W skrócie, mem to jednostka czegokolwiek, co jest nabywane
przez naśladowanie i powtarzanie. Pojęcie memu wynalazł Richard Dawkins, a
najpełniej opisała Susan Blackmore.
Geny i memy są przykładami szerszej grupy bytów czy zjawisk, które
Dawkins nazwał replikatorami, a Blackmore wolałaby poprawniej nazwać
„replikatywami” - ang. replicatee, ponieważ nie są to rzeczy, które coś
replikują-powielają, ale same w jakimś procesie są replikowane, czyli na ich wzór
„robione” są podobne.
Gdy znając pomysły memetyków przyjrzymy się koncepcji Sheldrake'a,
zauważymy, że dla Sheldrake'a cała przyroda jest jednym wielkim replikatywem!
Replikowanie się zjawisk, gdy uwierzymy w jego morficzne pola, jest
właściwością powszechną i ogólnie „wdrukowaną” w materialny świat, a nie rzadką
i mało prawdopodobną, właściwie wyjątkową, jak wg Dawkinsa i Blackmore.
Umysł zerkający w przyszłość
Jednak właśnie w fizyce i to w jej najtwardszym
teoretyczno-elementarnym jądrze pojawiła się koncepcja w pewnym sensie
bliźniacza do Sheldrake'owej i biorąca się z podobnych wątpliwości. Jej autorem
jest Roger Penrose. Podczas, gdy Sheldrake szukał brakującego czynnika, który
pozwalałby istotom „być tym czym są”, to Penrose szukał czegoś, co pozwoliłoby
istnieć ludzkiej (i nie tylko ludzkiej) inteligencji. Zauważył bowiem, że
ludzki umysł NIE jest algorytmem. I, że jest na to niezbity dowód: ludzie
potrafią rozwiązywać problemy, których nie-algorytmiczność jest dowiedziona
matematycznie. Mówiąc krótko, na gruncie znanej fizyki umysł nie ma prawa
działać – a jednak działa. Jedna z propozycji, jakie wysnuł Penrose dla
rozwiązania tej sprzeczności, była taka, że inteligencja polega na byciu
jednocześnie w teraźniejszości i w przyszłości. Umysł to coś takiego, co ma
kwantową właściwość sprzęgania się ze swoimi przyszłymi stanami. Jest anteną
sondującą własną przyszłość! I właśnie dlatego, że z góry zna przyszłe
rozwiązania zagadek, potrafi je rozwiązywać. Czemu żaden automat-algorytm,
choćby nie wiem jak złożony, nie poradzi.
Kwantowa antena umysłu Penrose'a miała sięgać w przyszłość. Morficzna
antena Sheldrake'a miała sięgać w przeszłość. Narzuca się pomysł, że obie te
koncepcje są dwiema stronami tego samego.
Swoje książki Penrose pisał w latach 1990-tych. Swojego projektu
zbudowania nowej fizyki umysłu nie doprowadził do końca. Być może poszedł
jakimś fałszywym tropem, podobnie jak wcześniej Einstein, gdy szukał Ogólnej Teorii
Pola.
Rezonans morficzny w procesie uczenia się człowieka
Za pomocą zjawiska rezonansu morficznego można łatwiej zrozumieć złożoność mechanizmu uczenia się, zwłaszcza języków. Dzięki zjawisku pamięci zbiorowej, z której jednostki równocześnie korzystają i do której się dokładają, prostsza staje się nauka tego, czego nauczyli się już nasi poprzednicy.
Wniosek ten pokrywa się z obserwacjami językoznawców, takich jak Noam Chomsky, który zauważył, że małe dzieci uczące się języków obcych czynią błyskawiczne postępy, czego nie da się przypisać prostemu naśladownictwu. Sprawia to wrażenie, jakby konstrukcje językowe wysysały z mlekiem matki. Steven Pinker w swojej książce The Language Instinct (Instynkt językowy) opisuje wiele podobnych przykładów.
Szczególnie rzuca się w oczy to zjawisko przy tworzeniu nowych języków czy gwar lokalnych, co nieraz następuje bardzo szybko. Kiedy ludzie różnych narodowości, nie znający żadnego wspólnego języka, muszą się porozumieć — samorzutnie tworzą improwizowany żargon złożony z pojedynczych słów i niegramatycznych zbitek słownych z różnych języków. Takie gwary często powstawały w koloniach i wśród niewolników, ale wielokrotnie błyskawicznie przeradzały się w pełnoprawne języki. Wystarczyło, aby z żargonem miały styczność dzieci w okresie, kiedy zwykle przyswaja się język matki. Najwidoczniej nie wystarczało im już powtarzanie ciągów nie uporządkowanych słów, dlatego same usystematyzowały je w prawidła gramatyczne, jakich nikt nigdy przedtem nie używał.
Jeszcze bardziej wymowna była ewolucja języków migowych. Na przykład w Nikaragui do niedawna wcale ich nie używano, gdyż panował tam zwyczaj izolacji osób głuchych. Pierwsze szkoły dla niesłyszących utworzyli dopiero sandiniści, kiedy w 1979 r. doszli do władzy. Jednak, według Pinkera, w szkołach tych uczono dzieci przede wszystkim czytania z warg i zwykłej mowy, co nie dawało zadowalających wyników. Najważniejsze jednak, że na boiskach i w autobusach szkolnych te dzieci stykały się ze sobą i porozumiewały znakami, jakie wyniosły z domów, gdzie używały ich w kontaktach z rodzinami.
Ze znaków tych utworzyły własny system, który po niedługim czasie zyskał status oficjalnego języka migowego i obecnie znany jest pod nazwą LSN, czyli Lenguaje de Signos Nicaraguense (Nikaraguański Język Gestów).
Jeszcze dziś używają go ci niesłyszący, którzy rozpoczęli naukę w wieku dziesięciu lat i później. Natomiast głuche dzieci objęte nauczaniem od czwartego roku życia rozwinęły już udoskonaloną wersję tego języka, z bogatszym słownictwem i bardziej usystematyzowaną gramatyką. Ten nowy wariant, który dla odróżnienia otrzymał już zmienioną nazwę Idioma de Signos Nicaraguenses (ISN), powstał, według Pinkera, „dosłownie na naszych oczach”.
Zarówno Chomsky, jak Pinker zakładają, że zdolności językowe są przekazywane dziedzicznie pod postacią informacji zapisanej w genach i dotyczącej wszystkich języków. To wyjaśnia, dlaczego małe dzieci pochodzące z dowolnej grupy etnicznej potrafią nauczyć się każdego języka. Na przykład wietnamskie niemowlę adoptowane przez rodzinę Finów łatwo nauczy się fińskiego.
Rezonans morficzny dostarcza jeszcze prostszej interpretacji tego zjawiska. Zgodnie z nią małe dziecko dostosowuje swoją mowę zarówno do otaczających je osób, jak do milionów użytkowników tego języka w przeszłości, a rezonans morficzny ułatwia mu nauczenie się go, tak samo jak nauczenie się czegokolwiek. Tak samo głuchy uczy się języka migowego, wykorzystując odziedziczoną pamięć innych głuchych z przeszłości. Nie istnieją natomiast geny determinujące zdolność do uczenia się określonych języków, zarówno mówionych jak migowych.
Oczywiście interpretacja nauki języków w kategoriach przyczynowości formacyjnej jest dyskusyjna, tak samo jak teoria genetycznego uwarunkowania uniwersalnej informacji dotyczącej wszystkich języków. W końcu, według słów Pinkera, „nikt jeszcze nie zlokalizował genu gramatyki.
Doświadczenia z polami morficznymi
Najprostszym sposobem na bezpośrednie udowodnienie istnienia pól
morficznych jest praca ze zbiorowiskami organizmów. Pojedyncze osobniki mogą
zostać rozdzielone tak, aby nie miały ze sobą kontaktu za pośrednictwem znanych
nam zmysłów. Jeśli mimo to nastąpi przepływ informacji między nimi, stanowi to
dowód na istnienie związków o charakterze pól morficznych.
Nie wiadomo w stu procentach na przykład, na jakich zasadach
zorganizowana jest społeczność termitów, aby te pozbawione wzroku owady mogły
budować kunsztowne, celowo wyposażone gniazda. Nikt też dotąd nie zgłębił, jak
całe stada ptaków lub ławice ryb mogą równocześnie zmieniać kierunek, przy czym
pojedyncze osobniki nie obijają się o siebie. Charakter stosunków międzyludzkich
też nie został do końca poznany.
Szczególnie obiecującym polem do badań wydają się powiązania między
ludźmi a udomowionymi przez nich zwierzętami.
Zgodnie z hipotezą przyczynowości formacyjnej pola morficzne działają
także poza obrębem mózgu. Rozciągają się w środowisku, łącząc nas z obiektami
naszego postrzegania i pozwalając wpływać na nie przez nasze intencje. Również
ten aspekt pól morficznych nadaje się do sprawdzenia doświadczalnego. Dzięki
nim możemy wpływać na zachowanie innych ludzi i zwierząt, tylko patrząc na
nich, czego nie jest w stanie wyjaśnić tradycyjna fizyka.
Jak inaczej moglibyśmy wyjaśnić, że ludzie, na których spoglądamy od
tyłu, wiedzą, że są obiektem naszych spojrzeń, choć nie mają innej możliwości,
aby się o tym przekonać?
To ostatnie zjawisko ma bardzo powszechny charakter i zostało w pełni
potwierdzone doświadczalnie. Nie udało się natomiast przypisać go przypadkowi,
znanym nauce zmysłom czy działaniu któregoś z pól identyfikowanych przez
fizyków.
Niewyjaśnione dotąd zdolności zwierząt w dziedzinie orientacji
terenowej, migracji i powrotów do domu z dowolnych miejsc na kuli ziemskiej są
również efektem działania niewidzialnych pól łączących te zwierzęta z miejscem
przeznaczenia niczym elastyczne taśmy. Dom czy też inne atrakcyjne dla nich
miejsce stanowi tu czynnik przyciągający zwierzęta jak magnes.
Rezonans morficzny w biologii
Idea rezonansu morficznego oznacza w praktyce, że wszystkie istoty żywe
zawdzięczają swoją budowę i zachowanie odziedziczonej pamięci. Dzięki
utrwalonym od dawna wzorcom morfogeneza i zachowania o charakterze
instynktownym weszły już w nawyk i ulegają tylko nieznacznym zmianom.
Powstawanie nowych nawyków można zaobserwować tylko w wypadku nowych wzorców
rozwoju i zachowań.
Już pięćdziesiąt lat temu wiedziano, że drut kolczasty nie nadaje się
do grodzenia pastwisk dla koni, bo kiedy wystraszone lub rozbrykane zwierzęta
wpadały na niego — zadawały sobie poważne rany. Na początku stulecia w Teksasie
rzadko można było napotkać konia nie poznaczonego bliznami, ale w ciągu pól
wieku nawet źrebięta nauczyły się unikać tego niebezpieczeństwa. Zyskały
natomiast nowego straszaka — samochody. Pojawienie się pierwszych pojazdów
mechanicznych dezorganizowało ruch zaprzęgowy i było często przyczyną kolizji,
dla koni kończących się tragicznie. Z czasem jednak zwierzęta domowe przestały
się bać zarówno pociągów, jak samochodów.
Zmiana utrwalonych nawyków nie wynikała tylko z naśladowania matek
przez ssące źrebięta. Młode osobniki nawet, jeśli chowano je w izolacji zarówno
od drutów kolczastych i samochodów jak od starszych i doświadczonych
pobratymców, i tak reagowały inaczej niż ich przodkowie sprzed stu lat.
Podobnie przedstawiała się sprawa z płotkami zabezpieczającymi przed
wejściem bydła w szkodę. Hodowcy z zachodnich stanów odkryli, że mogą
zaoszczędzić dużo pieniędzy, budując zamiast prawdziwych płotków ich atrapy, -
czyli malując pasy w poprzek drogi. Fałszywe płotki działały jak prawdziwe, bo
bydło stawało jak wryte na sam ich widok i nawet nie próbowało ich przekraczać.
Czyżby młodsze cielęta nauczyły się od starszych, że lepiej nie
próbować konfrontacji z urządzeniem, które może zadać dotkliwy ból? Chyba nie,
bo nawet stada, które nigdy przedtem nie miały do czynienia z prawdziwymi
płotkami, unikały namalowanych jak ognia.
Ted Friend z Uniwersytetu Stanu Teksas sprawdził to doświadczalnie na
kilkuset sztukach bydła i stwierdził, że malowanych atrap unikał taki sam
procent zwierząt, które nigdy czegoś takiego nie widziały, jak i tych, które
kiedyś miały sposobność natknąć się na prawdziwe, stalowe ogrodzenia. Podobnie
reagowały owce i konie. Taka reakcja wskazuje na istnienie rezonansu
morficznego, który przeszedł od poprzednich pokoleń, na własnej skórze uczących
się unikania płotków.
Podobnych przykładów jest więcej. Również laboratoryjne doświadczenia
na szczurach dowodzą, że takie zjawisko jest faktem. Najbardziej znanym
przykładem jest wyhodowanie kilku pokoleń szczurów, które opanowały sztukę
wydostawania się z wodnego labiryntu. W miarę upływu czasu szczury w
laboratoriach na całym świecie robiły to coraz szybciej.
Podsumowanie
Instynkty uzależnione są od typowych dla gatunku pól behawioralnych,
kształtujących aktywność układu nerwowego. Przekazywane są za pośrednictwem
genów, lecz także poprzez rezonans morficzny, dzięki któremu nowe wzorce
zachowania mogą się błyskawicznie przenosić w obrębie gatunku. Z biegiem czasu
opanowywanie nowych umiejętności przychodzi coraz łatwiej i stają się one coraz
powszechniejsze.
Także w psychologii człowieka czynności umysłu można interpretować jako
interakcje pól morficznych z fizykochemicznymi wzorcami aktywności mózgu,
chociaż pola te występują i poza jego obrębem. Rozciągają się na całe otoczenie
organizmu, rządzą jego postrzeganiem i zachowaniem, a także ukazują w całkiem
zwyczajnym świetle zjawiska paranormalne, jak telepatia i wyczuwanie na sobie
czyjegoś wzroku.
Osobnicza pamięć może być postrzegana jako rezonans własnej przeszłości
danej osoby, której nie musimy już lokalizować wyłącznie w mózgu. Mniej
specyficzny rezonans przeszłości tych wszystkich, którzy byli przed nami,
włącza naszą pamięć do zbiorowej pamięci naszego społeczeństwa, kręgu
kulturowego, a co za tym idzie — całej ludzkości.
Świadomość istnienia pól morficznych w obrębie grup społecznych może
dopomóc w rozwiązaniu wielu zagadek dotyczących organizacji społeczności
ludzkich i zwierzęcych. Nauki społeczne zyskają dzięki temu nowe podstawy
teoretyczne, gdyż nasze dziedzictwo kulturowe interpretowane w kategoriach pól
morficznych będzie zupełnie inaczej rozumiane. Rezonans morficzny rzuci nowe
światło na szereg praktyk religijnych, zwłaszcza tych noszących znamiona rytuału.
Nawet twierdzenia naukowe można rozpatrywać jako pola morficzne stabilizowane
przez rezonans morficzny, co sprzyja ich upowszechnieniu, tym większemu, im
częściej będą powtarzane.